Po długiej podróży
samolot w końcu zaczął podchodzić do lądowania. Po dowiedzeniu
się, niecały tydzień temu o tym, że noszę pod sercem dziecko
Gregora nie zastanawiałam się długo nad tym, co powinnam zrobić.
Postanowiłam, że mu wybaczę oraz, że osobiście przekażę mu tę,
mam nadzieję radosną nowinę. Wiem, że ode mnie odszedł, ale
przeczuwałam, że nie przestał mnie kochać... Czułam, że gdy
mnie zobaczy, gdy dowie się o tym, że jestem w ciąży bolesna
przeszłość odejdzie w niepamięć. Obym się nie pomyliła!
Kochałam go i pragnęłam stworzyć naszemu maleństwu rodzinę z
prawdziwego zdarzenia. Nie mogłam tego jednak uczynić bez
Schlierenzauera. Miałam nadzieję, że to, że ode mnie odszedł
dało mu do myślenia... Miałam nadzieję, że żałuje i że jest
gotów na to, aby sprostać nowym zadaniom. Znałam go zbyt dobrze,
wiedziałam, że jest zbyt dumny na wykonanie pierwszego kroku,
dlatego to ja postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Dla nas.
Dla siebie. Dla niego. Dla naszego dziecka...
Po wyjściu z głównego
lotniska Korei Południowej Seul-Inczon, po wcześniejszym odebraniu
walizki ruszyłam na postój taksówek. Z zaciekawieniem rozglądałam
się po okolicy, z przyjemnością wdychając dość mroźne
koreańskie powietrze. Gdy dotarłam na dworzec kolejowy uzbroiłam
się w bilet, a po niedługim czasie znajdowałam się w pociągu,
który wiózł przede wszystkim sympatyków sportów zimowych do
Pjongczang. Położyłam delikatnie dłoń na brzuchu i w tym
momencie uświadomiłam sobie, że wszystko będzie dobrze.
Po prawie trzech godzinach
jazdy pociągiem wysiadłam w Pjongczang. Nie wiem, czego
spodziewałam się po tym miejscu, ale od pierwszej chwili zrobiło
na mnie niemałe wrażenie. Uśmiechnęłam się lekko ruszając
przed siebie. Odległość od dworca do hotelu, w którym
zarezerwowałam parę noclegów nie była duża, dlatego zdecydowałam
się iść pieszo. Z zachwytem podziwiałam otaczającą mnie
okolicę, uśmiechałam się do ludzi, których mijałam. Większość
z nich była kibicami zmierzającymi na różnorakie zawody, by
wspierać swoich rodaków, ulubieńców. Mnie to zadanie czekało już
jutro... Chyba byłam na to psychicznie gotowa. Obudziła się we
mnie nadzieja, że wszystko jest do odratowania i tego
postanowiłam się trzymać. Dość łez już wylałam, dość
przecierpiałam przez ten czas, kiedy Gregora nie było obok mnie.
Jednak w tej chwili rozpamiętywanie bolesnej przeszłości nie miało
dla mnie sensu. Liczyła się tylko teraźniejszość oraz przyszłość
i zmiany, jakie ze sobą przyniesie. Po dotarciu do hotelu,
rozpakowałam się, udałam się pod prysznic i prawie natychmiast
rzuciłam się na wygodne łóżko. Podróż dała mi się we znaki,
dlatego momentalnie zasnęłam...
Drugi indywidualny konkurs
tegorocznych Igrzysk Olimpijskich. Duża skocznia. Przez ten tydzień
dawałem z siebie wszystko na treningach, na siłowni, w
kwalifikacjach. Miałem w sobie ogromną determinację. Chciałem
osiągnąć sukces. Wygrać. Jak nie teraz, to chyba nigdy... Nie
wiem, co mnie czeka za cztery lata, nikt tego nie wie, ale nie mogę
zagwarantować, że wystąpię na Igrzyskach, które odbędą się w
Pekinie w 2022 roku. Dlatego byłem skupiony. Odciąłem się od
innych skoczków, skupiałem się na sobie. Oczywiście wspierałem
kolegów z drużyny, jednak wiedziałem, że nie mogę się
rozpraszać. Czułem, że to jest ten czas, ten moment, ta chwila...
Po pierwszej serii konkursowej zajmowałem czwartą lokatę. Nie
mogłem w to uwierzyć. Tak niewiele, a jednocześnie tak dużo
dzieliło mnie od piątego medalu olimpijskiego. Koledzy gratulowali
mi, co przyjmowałem z uśmiechem, trener wyglądał tak, jakby
opuścił go wielki strach. Wiedziałem jednak, że to tylko wynik po
pierwszej rundzie. W drugiej muszę dać z siebie wszystko, aby
poprawić pozycję. Mogłem to zrobić. I zrobię to.
Czas ciągnął się
nieubłaganie, czułem, że ktoś specjalnie przestawił wskazówki
zegara, aby wolniej wykonywały swój ruch. W końcu na górze
została najlepsza dziesiątka. Próbowałem opanować wzbierające
się we mnie emocje, podniecenie, ale gdy wziąłem narty zauważyłem,
jak drżą mi ręce. Uśmiechnąłem się do prowadzącej trójki, po
czym opuściłem domek. Już za chwilę moja kolej... Kiedy nadeszła
ta chwila odciąłem się od wszystkiego. Usiadłem na belce.
Rozciągnąłem się. Poprawiłem kask oraz gogle. Sprawdziłem
wiązania. Byłem gotów. Trener pomachał chorągiewką. Zapaliło
się zielone światełko. Przełknąłem głośno ślinę odbijając
się od belki. Sunąłem po rozbiegu przyjmując ustaloną pozycję.
Skupiłem się na odbiciu i gdy nadszedł ten moment czułem, że
lekko je spóźniłem. Przyjąłem odpowiednią pozycję w locie,
lekko skorygowałem sylwetkę i leciałem... Po marzenia, po chwałę,
po olimpijski medal. Kiedy poczułem, że zbliżam się do lądowania,
i kiedy to już się stało wylądowałem nienagannym
telemarkiem. Było już po wszystkim... Z sercem chcącym
wyskoczyć mi z piersi wpatrywałem się w tablicę. 142 metry!
Wysunąłem się na pozycję lidera. Udałem się w wyznaczone
miejsce i czekałem na skoki moich bezpośrednich rywali. Wokół
mnie zebrali się koledzy z drużyny. Podziękowałem im za wsparcie.
Norweg, Robert Johannson wylądował krócej i był za mną, co
oznaczało, że byłem już na podium, że miałem medal! Krzyknąłem
z uciechy nie mogąc w to uwierzyć. Pogratulowałem rywalowi i
czekałem... Kamil Stoch miał nade mną niewielką przewagę, ale
był w gazie, więc obawiałem się jego skoku. Jednak... Był drugi!
Oszalałem. Nie mogłem ustać w miejscu. Pozostał już tylko jeden,
Mistrz Olimpijski ze skoczni normalnej. Andreas Wellinger. Zamknąłem
oczy nie chcąc na to patrzeć. Czułem się tak, jakbym miał
zemdleć. Serce biło w niesamowicie szybkim tempie. Cały się
trząsłem. Po chwili, która wydawała mi się być wiecznością
usłyszałem ogłuszający ryk wspierających mnie kolegów. Tonąłem
w ich uściskach... Nieprzytomnie rozejrzałem się wokół. Nie
docierało do mnie to, co się stało. Zostałem Mistrzem
Olimpijskim! Zdobyłem złoty medal! Kiedy otrząsnąłem się z
pierwszego szoku krzyknąłem na całe gardło dając upust wszelkim
emocjom. Nim się spostrzegłem z moich oczu poleciały pierwsze łzy,
ale nie wstydziłem się ich. Moje marzenie z dzieciństwa właśnie
się spełniło. Do czterech medali w końcu dołożyłem ten z
najcenniejszego kruszcu, indywidualny... Gdyby tylko moja Lily
widziała to na własne oczy...
Po dekoracji, podczas
której zostały wręczone nam kwiaty oraz pluszaki pod wpływem
euforii nie wiedziałem, gdzie idę. Tłum powoli opuszczał teren
skoczni. Zostali jedynie najwierniejsi, którzy jeszcze liczyli na
jakieś zdjęcie bądź autograf oraz... Lily? Zamrugałem
kilkakrotnie powiekami, ale obraz po ich otworzeniu nadal był taki
sam. Stała przede mną. Ona... Moja ukochana. Lily. Tutaj, w
Pjongczang. Nie wiedziałem, co powiedzieć, odebrało mi mowę...
Nie wierzyłem w to. W jej obecność.
– Gregor... – odezwała
się pierwsza patrząc na mnie błyszczącymi oczami. Płakała. I ja
również nie mogłem powstrzymać swoich łez. – Tak... Tak bardzo
ci gratuluję. Jestem z ciebie taka dumna... – Zaczęła, ale
nie pozwoliłem jej skończyć. Otworzyłem ramiona, a ona
zachęcona tym gestem wtuliła się we mnie. Boże, to naprawdę ona.
Jak cudownie było tulić do siebie jej ciało, czuć jej oddech...
Obejmowałem ją mocno, by upewnić się, że to prawda. Długo tak
staliśmy, aż w końcu niechętnie odsunąłem ją od siebie.
– Lily... – wymamrotałem. – To naprawdę ty? – Spytałem. Pokiwała głową.
– Lily... – Nie wiedziałem, co mogłem jej powiedzieć w tej
chwili.
– Nic nie mów, Gregor.
Ja... wybaczam ci – powiedziała. Po raz kolejny tego dnia ogarnęło
mnie uczucie ulgi, szczęścia, błogości... – Bo cię kocham. Na
zawsze... – Dodała. Pocałowałem ją w czoło, a ona uśmiechnęła
się.
– Kocham cię, Lily –
wyszeptałem w jej włosy. – Tak bardzo cię kocham i przepraszam,
że cię zostawiłem w chwili, w której tak naprawdę najbardziej
cię potrzebowałem. Byłem egoistą myślącym tylko o sobie. Nie
chciałem cię krzywdzić, a zostawieniem cię bez słowa wyjaśnienia
skrzywdziłem cię jeszcze bardziej... Jesteś cudowną osobą i
dziękuję, że tutaj przyjechałaś, że widziałaś, jak
zwyciężam... Dziękuję ci, że mi wybaczyłaś... – Mówiłem
trzymając jej drobne ciało w swoim silnych ramionach. Płakała,
czułem to. Ja również.
– Gregor... Przyjechałam
tutaj, żeby ci to powiedzieć... Ale jest jeszcze coś... –
mruknęła. Spojrzałem na nią, by zachęcić ją do powiedzenia tej
ważnej rzeczy. – Jestem w ciąży.
***
Witam!
Wiem, że skończyłam w takim momencie... Ale może przynajmniej będę miała motywację do tego, aby szybciej napisać kolejny rozdział :D Chociaż... To opowiadanie w założeniu ma być krótkie, więc można przyjąć, że te odstępy czasowe są spowodowane tym, aby trwało jak najdłużej haha :D
I wiem też, że z założenia opowiadanie miało być smutną historią, ale... Nie mam serca im tego robić :) Jedną dramę już mam, więc po co druga? No właśnie :D
Zdaję sobie sprawę, że drugi konkurs indywidualny w rzeczywistości zakończył się nieco inaczej, ale musiałam to zmienić na rzecz opowiadania :)
Zdaję sobie sprawę, że drugi konkurs indywidualny w rzeczywistości zakończył się nieco inaczej, ale musiałam to zmienić na rzecz opowiadania :)
Pozdrawiam ;*