sobota, 11 sierpnia 2018

Czwarty

 Po długiej podróży samolot w końcu zaczął podchodzić do lądowania. Po dowiedzeniu się, niecały tydzień temu o tym, że noszę pod sercem dziecko Gregora nie zastanawiałam się długo nad tym, co powinnam zrobić. Postanowiłam, że mu wybaczę oraz, że osobiście przekażę mu tę, mam nadzieję radosną nowinę. Wiem, że ode mnie odszedł, ale przeczuwałam, że nie przestał mnie kochać... Czułam, że gdy mnie zobaczy, gdy dowie się o tym, że jestem w ciąży bolesna przeszłość odejdzie w niepamięć. Obym się nie pomyliła! Kochałam go i pragnęłam stworzyć naszemu maleństwu rodzinę z prawdziwego zdarzenia. Nie mogłam tego jednak uczynić bez Schlierenzauera. Miałam nadzieję, że to, że ode mnie odszedł dało mu do myślenia... Miałam nadzieję, że żałuje i że jest gotów na to, aby sprostać nowym zadaniom. Znałam go zbyt dobrze, wiedziałam, że jest zbyt dumny na wykonanie pierwszego kroku, dlatego to ja postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Dla nas. Dla siebie. Dla niego. Dla naszego dziecka...
Po wyjściu z głównego lotniska Korei Południowej Seul-Inczon, po wcześniejszym odebraniu walizki ruszyłam na postój taksówek. Z zaciekawieniem rozglądałam się po okolicy, z przyjemnością wdychając dość mroźne koreańskie powietrze. Gdy dotarłam na dworzec kolejowy uzbroiłam się w bilet, a po niedługim czasie znajdowałam się w pociągu, który wiózł przede wszystkim sympatyków sportów zimowych do Pjongczang. Położyłam delikatnie dłoń na brzuchu i w tym momencie uświadomiłam sobie, że wszystko będzie dobrze.

 Po prawie trzech godzinach jazdy pociągiem wysiadłam w Pjongczang. Nie wiem, czego spodziewałam się po tym miejscu, ale od pierwszej chwili zrobiło na mnie niemałe wrażenie. Uśmiechnęłam się lekko ruszając przed siebie. Odległość od dworca do hotelu, w którym zarezerwowałam parę noclegów nie była duża, dlatego zdecydowałam się iść pieszo. Z zachwytem podziwiałam otaczającą mnie okolicę, uśmiechałam się do ludzi, których mijałam. Większość z nich była kibicami zmierzającymi na różnorakie zawody, by wspierać swoich rodaków, ulubieńców. Mnie to zadanie czekało już jutro... Chyba byłam na to psychicznie gotowa. Obudziła się we mnie nadzieja, że wszystko jest do odratowania i tego postanowiłam się trzymać. Dość łez już wylałam, dość przecierpiałam przez ten czas, kiedy Gregora nie było obok mnie. Jednak w tej chwili rozpamiętywanie bolesnej przeszłości nie miało dla mnie sensu. Liczyła się tylko teraźniejszość oraz przyszłość i zmiany, jakie ze sobą przyniesie. Po dotarciu do hotelu, rozpakowałam się, udałam się pod prysznic i prawie natychmiast rzuciłam się na wygodne łóżko. Podróż dała mi się we znaki, dlatego momentalnie zasnęłam...

 Drugi indywidualny konkurs tegorocznych Igrzysk Olimpijskich. Duża skocznia. Przez ten tydzień dawałem z siebie wszystko na treningach, na siłowni, w kwalifikacjach. Miałem w sobie ogromną determinację. Chciałem osiągnąć sukces. Wygrać. Jak nie teraz, to chyba nigdy... Nie wiem, co mnie czeka za cztery lata, nikt tego nie wie, ale nie mogę zagwarantować, że wystąpię na Igrzyskach, które odbędą się w Pekinie w 2022 roku. Dlatego byłem skupiony. Odciąłem się od innych skoczków, skupiałem się na sobie. Oczywiście wspierałem kolegów z drużyny, jednak wiedziałem, że nie mogę się rozpraszać. Czułem, że to jest ten czas, ten moment, ta chwila... Po pierwszej serii konkursowej zajmowałem czwartą lokatę. Nie mogłem w to uwierzyć. Tak niewiele, a jednocześnie tak dużo dzieliło mnie od piątego medalu olimpijskiego. Koledzy gratulowali mi, co przyjmowałem z uśmiechem, trener wyglądał tak, jakby opuścił go wielki strach. Wiedziałem jednak, że to tylko wynik po pierwszej rundzie. W drugiej muszę dać z siebie wszystko, aby poprawić pozycję. Mogłem to zrobić. I zrobię to.
Czas ciągnął się nieubłaganie, czułem, że ktoś specjalnie przestawił wskazówki zegara, aby wolniej wykonywały swój ruch. W końcu na górze została najlepsza dziesiątka. Próbowałem opanować wzbierające się we mnie emocje, podniecenie, ale gdy wziąłem narty zauważyłem, jak drżą mi ręce. Uśmiechnąłem się do prowadzącej trójki, po czym opuściłem domek. Już za chwilę moja kolej... Kiedy nadeszła ta chwila odciąłem się od wszystkiego. Usiadłem na belce. Rozciągnąłem się. Poprawiłem kask oraz gogle. Sprawdziłem wiązania. Byłem gotów. Trener pomachał chorągiewką. Zapaliło się zielone światełko. Przełknąłem głośno ślinę odbijając się od belki. Sunąłem po rozbiegu przyjmując ustaloną pozycję. Skupiłem się na odbiciu i gdy nadszedł ten moment czułem, że lekko je spóźniłem. Przyjąłem odpowiednią pozycję w locie, lekko skorygowałem sylwetkę i leciałem... Po marzenia, po chwałę, po olimpijski medal. Kiedy poczułem, że zbliżam się do lądowania, i kiedy to już się stało wylądowałem nienagannym telemarkiem. Było już po wszystkim... Z sercem chcącym wyskoczyć mi z piersi wpatrywałem się w tablicę. 142 metry! Wysunąłem się na pozycję lidera. Udałem się w wyznaczone miejsce i czekałem na skoki moich bezpośrednich rywali. Wokół mnie zebrali się koledzy z drużyny. Podziękowałem im za wsparcie. Norweg, Robert Johannson wylądował krócej i był za mną, co oznaczało, że byłem już na podium, że miałem medal! Krzyknąłem z uciechy nie mogąc w to uwierzyć. Pogratulowałem rywalowi i czekałem... Kamil Stoch miał nade mną niewielką przewagę, ale był w gazie, więc obawiałem się jego skoku. Jednak... Był drugi! Oszalałem. Nie mogłem ustać w miejscu. Pozostał już tylko jeden, Mistrz Olimpijski ze skoczni normalnej. Andreas Wellinger. Zamknąłem oczy nie chcąc na to patrzeć. Czułem się tak, jakbym miał zemdleć. Serce biło w niesamowicie szybkim tempie. Cały się trząsłem. Po chwili, która wydawała mi się być wiecznością usłyszałem ogłuszający ryk wspierających mnie kolegów. Tonąłem w ich uściskach... Nieprzytomnie rozejrzałem się wokół. Nie docierało do mnie to, co się stało. Zostałem Mistrzem Olimpijskim! Zdobyłem złoty medal! Kiedy otrząsnąłem się z pierwszego szoku krzyknąłem na całe gardło dając upust wszelkim emocjom. Nim się spostrzegłem z moich oczu poleciały pierwsze łzy, ale nie wstydziłem się ich. Moje marzenie z dzieciństwa właśnie się spełniło. Do czterech medali w końcu dołożyłem ten z najcenniejszego kruszcu, indywidualny... Gdyby tylko moja Lily widziała to na własne oczy...

 Po dekoracji, podczas której zostały wręczone nam kwiaty oraz pluszaki pod wpływem euforii nie wiedziałem, gdzie idę. Tłum powoli opuszczał teren skoczni. Zostali jedynie najwierniejsi, którzy jeszcze liczyli na jakieś zdjęcie bądź autograf oraz... Lily? Zamrugałem kilkakrotnie powiekami, ale obraz po ich otworzeniu nadal był taki sam. Stała przede mną. Ona... Moja ukochana. Lily. Tutaj, w Pjongczang. Nie wiedziałem, co powiedzieć, odebrało mi mowę... Nie wierzyłem w to. W jej obecność.
Gregor... – odezwała się pierwsza patrząc na mnie błyszczącymi oczami. Płakała. I ja również nie mogłem powstrzymać swoich łez. – Tak... Tak bardzo ci gratuluję. Jestem z ciebie taka dumna... – Zaczęła, ale nie pozwoliłem jej skończyć. Otworzyłem ramiona, a ona zachęcona tym gestem wtuliła się we mnie. Boże, to naprawdę ona. Jak cudownie było tulić do siebie jej ciało, czuć jej oddech... Obejmowałem ją mocno, by upewnić się, że to prawda. Długo tak staliśmy, aż w końcu niechętnie odsunąłem ją od siebie.
Lily... – wymamrotałem. – To naprawdę ty? – Spytałem. Pokiwała głową. – Lily... – Nie wiedziałem, co mogłem jej powiedzieć w tej chwili.
Nic nie mów, Gregor. Ja... wybaczam ci – powiedziała. Po raz kolejny tego dnia ogarnęło mnie uczucie ulgi, szczęścia, błogości... – Bo cię kocham. Na zawsze... – Dodała. Pocałowałem ją w czoło, a ona uśmiechnęła się.
Kocham cię, Lily – wyszeptałem w jej włosy. – Tak bardzo cię kocham i przepraszam, że cię zostawiłem w chwili, w której tak naprawdę najbardziej cię potrzebowałem. Byłem egoistą myślącym tylko o sobie. Nie chciałem cię krzywdzić, a zostawieniem cię bez słowa wyjaśnienia skrzywdziłem cię jeszcze bardziej... Jesteś cudowną osobą i dziękuję, że tutaj przyjechałaś, że widziałaś, jak zwyciężam... Dziękuję ci, że mi wybaczyłaś... – Mówiłem trzymając jej drobne ciało w swoim silnych ramionach. Płakała, czułem to. Ja również.
Gregor... Przyjechałam tutaj, żeby ci to powiedzieć... Ale jest jeszcze coś... – mruknęła. Spojrzałem na nią, by zachęcić ją do powiedzenia tej ważnej rzeczy. – Jestem w ciąży.


***

Witam! 

Wiem, że skończyłam w takim momencie... Ale może przynajmniej będę miała motywację do tego, aby szybciej napisać kolejny rozdział :D Chociaż... To opowiadanie w założeniu ma być krótkie, więc można przyjąć, że te odstępy czasowe są spowodowane tym, aby trwało jak najdłużej haha :D
I wiem też, że z założenia opowiadanie miało być smutną historią, ale... Nie mam serca im tego robić :) Jedną dramę już mam, więc po co druga? No właśnie :D
Zdaję sobie sprawę, że drugi konkurs indywidualny w rzeczywistości zakończył się nieco inaczej, ale musiałam to zmienić na rzecz opowiadania :) 

Pozdrawiam ;*